Właśnie o cierpieniu rozmawiałyśmy z pania doktor wczoraj - ze cierpienie jest nieadekwatne do wyników leczenia i spodziewanych korzyści dla krolika i moze to potrwać kilka miesięcy i i tak zakończyć sie smiercią, wobec czego byloby to torturowanie zwierzęcia.
Mówilysmy tez o stresie, chorym sercu i np duzym problemie ze stresem u dzikich leczonych zwwierzat, chociazby wolnożyjących kotów - które ze strachu umierają w klatkach w lecznicach, w dobrej wierze złapane w celu leczenia/sterylizowania. o leczeniu złamań u np sarny - ze zwierzę prędzej umre ze stresu niz zdązymy cokolwiek robić na dłuższą mete z nogą.
Ale jednocześnie pani doktor mówi, ze ropy schodzi teraz tyle, bo zaczął działać antybiotyk, ustaliłysmy, ze będziemy sie zastanawiac, a chwilowo damy te 2-3 dni, zeby zobaczyc, czy ropy bedzie mniej, czy cos sie zmienia. Mniej ropy to mniejszy ból.
Juz nie raz stawialismy kreskę na danym kroliku, a on dochodzil do siebie, a z kolei umierały takie, o które az tak sie nie martwilismy
Mieliśmy też na dt królika Chipiego w Warszawie. Chipi miał cięzkiego nieoperacyjnego juz ropnia, był zaleczany konwenią. Plan byl taki, żeby Chipi zył dopóki nie siądzie mu wolaa zycia i cchęc do biegania. I żyl tak zwyrokiem smierci z rok albo trochę dluej. Kiedy bylo ju widać, że stracił chęć do zycia - zostal uśpiony - ale pozył sobie trochę i był sczęsliwy.
Tutaj moze uda się królicę trochę wyprowadzic z tego stanu, dac jej potem chwile szczescia, ale wiedząc, ze potem i tak sie pogorszy - i zanim sie pogorszy - uśpić. (zrobiłam tak z moim psem - wilczurzycą Tosią).
Pytanie tylko, czy da sie ją trochę z tego wyprowadzić, czy nie.