Tak Aniu, akcja była natychmiastowa. Dzięki pomocy i zaangażowania Małgosi Olejnikowskiej-Prolejko wszystkie króliki w piątek zostały przewiezione do przechowalni. 3 z nich są u Marty Filipowicz - czlonek Grupy Adopcyjnej, bardzo sprawnie działa a jest w Grupie w zasadzie od kilku dni; a trzy pozostałe są u Martyny Sucheckiej - naszej najmłodszej członkini Grupy.
Małgosia, która jeździła, wszystko załatwiała i widziala warunki w których były króliki, była przerażona... Zwierzęta były w ciemnym, nieogrzewanym garażu (takim zwykłym, podwórkowym). Były hodowane na handel na bazarze Wolumen. Prawdopodobnie nigdy w życiu ze swoich klatek nie wychodziły.
Trzy z nich są już po badaniu lekarza, kolejne trzy pojechały chyba dzisiaj. Możliwe jest że najstarsza samica jest w ciąży, więc tych królików będzie więcej. Oczywiście wszystko są w osobnych klatkach. Ich klatki z garażu były tak zapuszczone i zardzewiałe, że pewnie nikt im w życiu nie sprzątał porządnie. Część z nich rzuciła się na siano, więc pewnie bardzo rzadko je dostawały, albo nawet wcale. To samo było z wodą - te które są u Marty zaczęły już pić, jedzą siano i dostają marchew, bo to warzywo im dawali w garażu. Granulatu nie chciały tknąć żadne, podobno dostawały jakaś najtańszą mieszankę.
Małgosia pisała, że młode mają około 6 miesięcy, a nie jak pisała ta dziewczyna - że 10. Wszystkie króliki są przerażone i strasznie histeryzują (boją się potwornie). Pewnie człowieka widziały w tym garażu tylko przy karmieniu raz na jakiś czas. Na razie trzeba je wszystko powoli oswajać, bo do niektórych nawet trudno bliżej do klatki podejść by nie zaczynały panikować.
Wszystko co napisałam pochodz z relacji od Małgosi i od Marty. Jak to się jakoś unormuje - bo taka "burza" trwa od piątku, dostaję relacje mailowe i telefoniczne na szybko, ale jeszcze tego wszystkiego nie opanowałam na tyle, by napisać coś konkretnego...