Dzisiaj bardzo zachorował mój Cekinek...ukochany przywódca stada ekipy moich wielkouchych
. Cały dzień spędziłam z nim na rękach,podałam wszystkie leki pierwszego rzutu ,aby jakoś mu ulżyć do wizyty u doktora i jest nieco lepiej
. Po przeciwbólowym zastrzyku przestał zgrzytać zębami i popił troszkę i zjadł ziółka. Nie mam pojęcia co mu jest
. Pewnie się przytkał ,ale objawy średnio na to wskazują
. Troszkę się ustabilizował to zostawiłam go w spokoju. Muszę też chwilkę odetchnąć, bo co pójdę do niego to wracam zaryczana. Nie wyobrażam sobie aby odszedł . Ma dopiero rok i jest cudowny.
Wczoraj porobiłam troszkę zdjęć Błękitkowi (Dudusiowi) zaraz je wstawię i zobaczcie sami jakie ma przerażenie w oczach
. Bardzo powoli się oswaja. Gotowy jest ze strachu zabić się o ścianę klatki lub mieć zawał także na razie siedzi w swojej azylowej rezydencji którą widać na zdjęciach
. Wypuszczony ucieka na oślep i nie będę go stresowała łapaniem na siłę bo to nic nie da. Dla bidulka potrzebny jest DS który poświeci mu czas, a on potem na pewno odpłaci się tak jak moje hodowlańce z Zamościa i będzie kochany
. Jest nieagresywny,nieterytorialny tylko przerażony okrutnie i nie wiem dlaczego.Czy ktoś go jakoś skrzywdził