Hm...sama nie wiem który z tych układów jest między moimi uszakami
.
Bo przez kraty one się ignorują (na początku duży małego atakował tez przez kraty, ale po jakimś czasie dał spokój). Przez kraty bez oporów jedzą, tak jakby się nie widzieli. Z tym że u nas te kratki są takie małe, że nie ma sposobu żeby one się przez nie pogryzły, więc podejrzewam, że po prostu duży zorientował się, że to i tak nie ma sensu i dlatego przestał się na nie rzucać. Natomiast bez krat duży nie chce jeść w obecności małego i po krótkiej chwili wyskakuje do niego z zębami. Mały kompletnie go ignoruje, je spokojnie i ucieka dopiero jak tamten faktycznie go chapnie.
Dziś była śmieszna sytuacja, bo postawiłam między nimi doniczkę z bazylią, dużego trzymając za uszy, żeby nie mógł dosięgnąć małego. Mały zajadał, a duży nie - tylko się z przymrużonymi oczami, skulony wpatrywał w malucha. W pewnym momencie zrobił skok w jego kierunku, kłapiąc zębami, ale jako że był trzymany za uszy, to nie dosięgnął, tylko zęby trafiły mu na bazylię. A jak już ją chapnął, to nie mógł się powstrzymać i zaczął jeść
Więc skończyło się na wspólnym posiłku. Ale jak na koniec zetknęły się nosami nad doniczką, to znowu była próba dziabnięcia (i jeszcze do tego z groźnym warkotem).
Też mamy już za sobą leczenie ropnia (też na łopatce!) przedziurawione uszko (na wylot
) bo kiedyś mały sam wydostał się z zagrody i duży go dopadł zanim zauważyłam, ze coś się dzieje.
W poradach o zaprzyjaźnianiu wszędzie piszą, że trzeba konfrontować uszaki i ingerować dopiero jak sytuacja jest naprawdę poważna. A ja nie wyobrażam sobie puszczenia ich razem choćby na chwilę, bo od razu by duży małego ugryzł do krwi, przy pierwszym chapnięciu
U nich nie ma żadnego lekkiego podszczypywania, czy przeganiania, tylko od razu atak z zębami i warczeniem. Zastanawiałam się co by się stało, gdyby mnie nie było w domu wtedy kiedy mały wyskoczył z zagrody. Czy duży by go zagryzł, czy może jednak w pewnym momencie by dał spokój? Aż mi ciarki przechodzą jak o tym myślę...
Ile czasu Twoi chłopcy są po kastracji? Może jeszcze im hormony się nie uspokoiły.
Ja mogę czekać nawet kilka miesięcy, byle by tylko w końcu się udało i bym mogła zobaczyć wylizujące się i przytulające uszaki
(nie wspominając o tym, że mogliby wtedy obaj biegać luzem, a teraz jeden zawsze musi być zamknięty).