Wygląda na to, że Wawrzusiowi się polepszyło. Wczoraj było na prawdę strasznie, jechałam z nim na gwałtu rety na kliniki, gdzie na szczęście zajęto się nim bardzo profesjonalnie, chociaż i tak mi się serce i gardło ściskały. Miał odsysany gaz sondą przez pyszczek, co niestety niewiele dało. Potem zrobiono mu zdjęcie rtg, żeby zobaczyć, czy widać coś konkretnego czym się zatkał przewód pokarmowy. Potem znowu sonda. Skończyło się na nakłuciu brzuszka, Wawrzuś przy tym wszystkim był zupełnie bezwładny, nie protestował, przelewał się przez ręce. Zmiana w zachowaniu zaszła w ciągu kilku godzin, rano jeszcze głośno i aktywnie domagał się wypuszczenia z klatki, w południe był spuchnięty i ledwo żywy czym przeraził mnie nie na żarty. Całe szczęście że na wrocławskich klinikach przyjmują tacy weterynarze, przypuszczam że dr Dziwak uratował wczoraj Wawrzusiowi życie
. Przez cały wczorajszy dzień podawałam Wawrzkowi leki i masowałam brzuszek, nic nie chciał jeść i nie dało się go zmusić do chodzenia, co pomogłoby rozruszać układ pokarmowy. Króliś tylko się zapierał i kładł się, nie chciał nawet wstawać.
Dziś jest dużo lepiej, jeszcze w nocy było beznadziejnie, ale nad ranem obudził mnie cudowny dźwięk żutej przez Wawrzusia babki. Z rana kilka bobków, wizyta u weterynarza, zastrzyk z antybiotyku. Mam nadzieję, że wyszliśmy już z niebezpieczeństwa, dr mówi, że Wawrzuś miał szczęście, bo wczorajszy stan był poważnym zagrożeniem życia.
Nie wiem czym się przytkał, myślę że zawiniła niechęć do siana, którą będziemy zwalczać teraz ze zdwojoną siłą, no i koniecznie czesanie...