W śląskim zoo zwierzęta giną w męczarniach - Nie mogę znieść, że w zoo codziennie w męczarniach giną zwierzęta - mówi zootechnik Jerzy Burnat, były pracownik Śląskiego Ogrodu Zoologicznego
Burnat, z wykształcenia zootechnik, przez lata prowadził w Bytomiu lecznicę dla zwierząt. Walczył o życie każdego czworonożnego pacjenta - nieważne, czy był nim szczur, czy pies. Gdy lecznica przestała działać, Burnat złożył podanie o pracę do Śląskiego Ogrodu Zoologicznego. Przyjęto go na okres próbny. Mówi, że to, co zobaczył w zoo, będzie go prześladowało do końca życia. Chodzi o sposób, w jaki uśmierca się gryzonie. Myszy, świnki morskie, szczury czy króliki to podstawowy pokarm wielu drapieżnych ptaków trzymanych w ogrodzie. Zanim dostaną je ptaki, trzeba je zabić. Robią to pracownicy. W jaki sposób? - Nie mogłem na to nawet patrzeć, odwracałem głowę, słyszałem tylko straszne odgłosy. Zmywałem krew z podłogi. Zabite gryzonie, które widziałem, miały roztrzaskane głowy, krew ciekła im z uszu - opowiada.
W taki sposób codziennie w zoo ginie kilkadziesiąt gryzoni. Zootechnik zgłosił szefostwu ogrodu swoje uwagi na temat okrutnego traktowania zwierząt. Parę dni później dostał wypowiedzenie. Oddał sprawę do sądu. Zażądał, by zoo zapłaciło 5 tys. zł na rzecz schroniska dla bezdomnych zwierząt w Zabrzu Biskupicach.
- Nie mogę znieść, że tam nadal w taki sposób morduje się zwierzęta - mówi. - Nigdy nie zapomnę królików, które przyjechały do zoo żywe, w parcianym worku, i skończyły z roztrzaskanymi głowami.
Andrzej Malec, wicedyrektor Śląskiego Ogrodu Zoologicznego, mówi, że gryzonie to podstawowy pokarm drapieżnych ptaków. Przyznaje, że sposób, w jaki zabijane są szczury czy myszy, może budzić kontrowersje. - Kierujemy się rozporządzeniem ministra o sposobach uśmiercania zwierząt. Można je ogłuszyć pałką, obciąć głowę, złamać kark - mówi Malec.
Szefową schroniska w Zabrzu, któremu Burnat chce przekazać pieniądze w razie wygranej w sądzie, jest Danuta Mikusz-Oslislo, miejscowa radna. - Wyjaśnimy, czy ubój gryzoni w zoo na pewno odbywa się zgodnie z przepisami - obiecuje.
W warszawskim zoo gryzonie giną inaczej - rażone prądem. - To humanitarna metoda, zwierzę ginie od razu. Karmimy też zwierzęta jednodniowymi pisklętami, ale te dostajemy z fermy już nieżywe - tłumaczy dyrektor Maciej Rembiszewski. - Nie wyobrażam sobie używania np. pałki. Może się wtedy zdarzyć, że zwierzę zginie nie od razu, a to przysparza mu dodatkowych cierpień - dodaje.
O rozporządzeniu chcieliśmy porozmawiać z urzędnikami Ministerstwa Rolnictwa. Od dwóch dni nie mogą jednak znaleźć dla nas czasu.
Rozporządzenie ministerstwa z 2004 roku
"Drób lub króliki można podwieszać przed ogłuszeniem (...) Zwierzęta ogłusza się w przez użycie pałki - w przypadku małych partii królików (...). Zwierzęta laboratoryjne można zabić przez "uderzenie w głowę powodujące utratę świadomości w połączeniu ze skrwawieniem lub zniszczeniem mózgu - w przypadku ryb, płazów, małych gadów, ptaków, królików, świnek morskich, szczurów, chomików i myszy".
Jacek Bożek, prezes Stowarzyszenia Ekologiczno-Kulturalnego "Klub Gaja":
- To wy, dziennikarze, musicie jak najwięcej mówić i pisać o takich rzeczach. Tylko wtedy, pod naciskiem społeczeństwa, przepisy zostaną zmienione, a niektóre metody uboju zostaną zakazane. Na szczęście Unia Europejska pracuje nad zmianami, różni specjaliści zastanawiają się, co zrobić, żeby śmierć zwierząt była bardziej humanitarna.
źródło:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3451759.html