Widzę, że temat odsunął się nieco od swego meritum i zamienił w polemikę
prawie filozoficzną, nad sensem życia.
Przypominiałam sobie opowiesci moich Rodziców, jak jako trzyletnie dziecko upodobałam sobie szczególnie smak... szkła. Próbowałam wytropić, przechwycić i schrupać wszelkie szklanki, które znalazły się w moim zasięgu, szczebiocząc i rechotając przy tym do rozpuku, taką sprawiało mi to niesamowitą frajdę. Niebiosom dzięki, że moi Rodzice nie uznali wówczas, że chwila wielkiego, prawdziwego, dziecięcego szczęścia, radości i fantazji jest ważniejsza niż konsekwencje, i pozwolili mi pożyć, może mniej szczęśliwie niż po szklanej diecie, ale z pewnością dłużej
Każdy z nas uczy się opieki nad królikiem, nabywa z czasem doswiadczenie, być może gdyby nie bytnośc na forum i zdobyte tu informacje, też cieszyłby mnie widok Jukiego wcinajacego ciastko lub chipsa. Nie wyobrażam sobie jednak, po pierwsze, przejmując odpowiedzialność za drugie stworzenie, nie zebrac wiedzy o jego naturze, po drugie - wiedząc już co mu szkodzi, pozwalać by wymniszczał sobie organizm w imię czegokolwiek. Nie podaję swojemu królikowi niczego, czego nie mógłby zjeść w naturze, co nie znaczy, że omijają go przysmaki i łakocie w postaci rodzynka, jabłuszka, żurawinki, siemienia lnianego, które uwielbia czy morelki.
I nie sądzę by mógł jedząc cokolwiek innego, robić bardziej radosną i szczęśliwą minę.