moi rodzice są biologami i też mają pracownie ze zwierzętami, ale nie dlatego, że uważają to za dobry element wychowawczy. chodzi o to, że te zwierzątka w większości pochodzą od osób, które chciały się ich pozbyć... mama więc często przygarnia takie niechciane już świnki, chomiki, myszki i opiekuje się nimi sama. dzieci nie mogą ich dotykać bez jej nadzoru. mają bardzo przestronne klatki, po króliczkach i świnkach, które kiedyś gościły w naszym domu (ale niestety odeszły...), w weekendy nie są same, w szkole jest dozorca, który wśród swioch obowiązków ma również opiekę nad nimi, mają ciepło, czysto i tak jak wasze domowe zwierzaczki przez kilka godzin dziennie maja zapewniona bardzo dobrą opiekę. jedzenie dla nich rodzice kuopuja za własne pieniądze, sianko przynoszą znajomi. zwierzątka na wakacje i ferie są przez mamę i tatę zabierane na działkę, gdzie robią co chcą, mają zrobione zagródki i wyglądaja na szczesliwe. o tym, że są w dobrych rękach i mają swietne warunki do życia świadczy fakt, że nie chorują i żyją długo( oczywiście, tyle na ile pozwala im własny cykl życiowy). mama także nie dopuszcza do rozmnażania zwierzątek, każde w miare możliwosci ma wlasną klatkę. świnki są systematycznie czesane, mają obcinane pazurki. wszystkie maluszki są oswojone, nigdy nikogo nie ugryzły, reagują na imiona i według mnie nigdzie nie mialyby lepiej!