Witam,
Część forumowiczów już wie co spotkało moją Karolcię. Pragnę w tym poście podzielić się wiedzą i informacjami jakie do tej pory udało mi się zgromadzić.
Karolcię mam od kwietnia 2006. To mój pierwszy przemyślany królik (kiedyś jako 8-latka miałam 2). No i niestety moja wiedza o nim okazała się denna. Popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy jakie może popełnić człowiek. Jadła mieszanki, słodycze, soczki, słodkie napoje, jednym słowem WSZYSTKO (dosłownie).
Źle zaczęło się dziać w tym roku. Zaczęłam przeglądać strony internetowe w poszukiwaniu informacji. Na innym serwisie ktoś podał namiar na to forum, zarejestrowałam się i zostałam. Opisałam swój problem i padło podejrzenie ropomacicza oraz sugestia sterylizacji. Jako, że mieszkam gdzie mieszkam to z weterynarzami jest problem. Udają wrzechwiedzących, a całokształt ich wiedzy zaczyna się i kończy na świniach, może gdzieś po drodze jeszcze jakieś psy i koty.
Za namową dziewczyn pojechałam do świetnego weterynarza (a raczej Pani Weterynarz), która okazała się cudownym człowiekiem i wspaniałym weterynarzem. Wykluczyła ropomacicze, ale sterylizacja została wykonana. Okazało się, że Karolcia miała przez ten cały czas zapalenie pęcherza. Dostała leki i zalecenia co do dalszego funkcjonowania. Wszystko przebiegło pomyślnie. Szwami się nie interesowała, zdjęto zgodnie z terminem. Ale nie wszystko było w porządku. Zaczęła sikać gdzie popadnie i w tym leżeć. Znów napisałam na forum, ale odpisano mi, że być może rana ją ciągnie itp itd. Mijał kolejny czas, a zmian zero. Zrobiliśmy badanie moczu i pojechaliśmy do Łomży z brudną Karolcią (aby Pani Weterynarz zobaczyła ją tak jak wygląda codziennie). Mocz ok, Pani Weterynarz powiedziała, że nie myje się z lenistwa i że przejdzie. Na uwagę o spadku wagi Pani weterynarz powiedziała, że to pewnie od biegania (Karolcia wychowuje się bezklatkowo i jeśli mam chwilę to wypuszczam ją na dwór).
No ale nie przeszło, a zrobiło się gorzej. Pojawił się okropny smród i codziennie mokre futro (nieraz zdarzało się, że była mokra od pysta aż po koniec ogona). Mijały dni, a smród i mokre futro tylko się nasiliły. Kolejny raz napisałam na forum.Dostałam adresy mailowe lekarzy weterynarii i do każdego napisałam. Diagnozy były różne, najczęściej zapalenie pęcherza, żaden lekarz nie napisał nic o cukrzycy. Już miałam robić badanie moczu i słać do Warszawy (tam jest laboratorium dla zwierząt), ale nadarzyła się okazja wyjazdu do Białegostoku do Pani doktor od królików. Nie czekając, zapakowałam Karolcię i pojechaliśmy.
Przechodnia mała, nie musiałam długo czekać. Przyjęto mnie niemal od razu. Na początku dość długi wywiad i Pani doktor była już pewna (potem się o tym dowiedziałam). Z pobraniem moczu był kłopot, ponieważ wysikała się po drodze, ale i na to znalazła się rada
Dostała przez igłę 4 strzykawy płynu moczopędnego i do pół godziny miała to wysikać. Wysikała w ekstra tempie. Niestety badanie nic nie wykazało, mocz był ok. Przyszła kolej na badanie krwi. Pani doktor ostrzegła mnie, że nie będzie przyjemnie i że może okazać się niemożliwym pobranie krwi (króliki mają słabe ciśnienie i nie ma dobrych żyłek). Próbowała z łapki. Karolcia szarpała się, a krwi nie było nawet kropli. Postanowiono pobierać z ucha. I tu szok. Krew leciała super, udało się zebrać nawet więcej niż minimum
Musieliśmy poczekać na wynik. No i się potwierdziło. Cukrzyca. Poziom jednostek przekroczył normę o 46 (powinno być max 150). Z jednej strony ulga, że to nie nerki i że wiadomo co to, a z drugiej obawa i pytanie co dalej? Pani doktor powiedziała, że nerki nie są uszkodzone (idealnie filtrowały cukier, stąd brak go w moczu) i że wyniki krwi z odczynnikiem nerkowym również potwierdzają, że nerki są ok. Nie za bardzo można to leczyć, podstawą jest dieta i restrykcyjne jej przestrzeganie. Przez okres 7 dni Karolcia ma jeść tylko siano i pić wodę. Nic nie wolno jej do tego podawać. Każda forma dokarmiania na tym etapie może tylko pogłębić chorobę. Serce się kraja, ale chcę żeby żyła i nie poddaję się. Za 7 dni znów trzeba zmierzyć cukier i wtedy zaczniemy urozmaicać dietę, uczyć się co szkodzi, a co pomaga. Postaram się pisać systematycznie, może komuś ta wiedza się przyda.
Na sam koniec chciałabym powiedzieć, że królik to słodka istotka i pewne słabości w stosunku do niego szybko wychodzą. Ale jesteśmy ludźmi i nie powinniśmy ulegać. Mam ogromne wyrzuty sumienia, że ta choroba po części jest moją winą, a jesli nawet nie to z pewnością w jakimś stopniu jest związana z tym jak ją karmiłam. Kocham Karolcię, nie wynikało to z braku miłości, a raczej braku wiedzy na jej temat. Dziękuję dziewczynom za wsparcie i pocieszenie oraz za wszelką pomoc, naprawdę to co robicie jest cudowne i nawet jeśli to tylko link czy uśmiechnięta buźka to bardzo bardzo pomaga i podnosi na duchu w chwilach zwątpienia. Ogromne buziaki dla Was