Dziewczyny nie pisałam, bo rozłożyło mnie zapalenie oskrzeli i chodzę jak zombi
A więc tak...nie wiem od czego zacząć. Czytałam Wasze posty, stronkę od serduszko, dobre rady - Wasze wątki o zaprzyjaźnianiu i zamyślilam się.
Za co moje dzieci oddałaby "życie" ?
- Jedzenie
- Głaskanie, tulenie
Cóż...zatem...
Wyjęłam duży karton-domek bo tylko je rozdzielał, schowałam małe miseczki, wyjęłam duży głęboki talerz.
Weszłam na ich teren, Dyzio rozwalony, ona skurczona przerażona w kącie. Wzięłam więc Dyzia i położyłam koło niej - uspakając(głaskając ją) i mówiąc do niej po imieniu. troszkę rozluźniła mięśnie. Dyzio chciał odejść - nie pozwoliłam. Powiedziałam "Dyzio-nie wolno". Tak je wcześniej nauczyłam jak coś złego robiły i wiedzą, że jak wymawiam iimię, to tyczy się właśnie tego królika i jeżeli po tym imieniu jest zwrot "nie wolno" to wiedzą, że robią coś nie tak.
Po tym jeszcze raz chciał odejść, nie pozwoliłam. Zrezygnował i rozsiadł się koło niej, wtedy pochwaliłam i zaczęłam głaskać też jego. Ich oboje - jedną ręką. Przenosiłam zapachy równomiernie
Tak głaskałam je bardzo długo.
Potem odeszłam, Dyzio ją zaatakował bo się ruszyła i ponownie powtórzyłam metodę opisaną powyżej.
Nie dopuszczałam do gryzienia. Używałam spryskiwacza. Jak ją ugryzł, biegłam i ją głaskałam, a na niego krzyknęłam za każdym razem "Dyzio-nie wolno".
W końcu ...obraził się na mnie. Okay. Pokazałam mu - że może się obrażać, zignorowałam go i podeszłam do Iskierki, głaskać ją.
Postanowiłam przejść do planu "B", przyniosłam jedzenie
Wsadziłam do talerza skarby - granulat, rodzynki, suszone owoce (wiem, kalorie)i susone warzywa, koło talerza rozsypałam różne suszki i pyszne sianko. Same pyszności.
Dyzio oczywiście obrażony, ale nochal chodził. Iskierka bała się podejść. Cały talerz poddałam jej pod nos - wybrała sobie coś i konsumowała. Odstawiłam talerz pośrodku na widoku, aby obydwoje widzieli.
Iskierka przemogła się i doleciała do talerza.
Dyzio siedział obrażony. Podeszłam do niego, pogłaskałam i dałam mu rodzynkę, nie zjadł
Ale gdy przyniosłam babkę lancetowatą(ich nr. 1) i położyłam obok talerza niepewnie podszedł.
Pogłaskałam go - bo nie zaatakował jej, a podszedł do jedzenia. Iskierka chciała uciec, ale zatrzymałam ją. Zaczęłam chwalić ich obydwoje i głaskać. Zostawiłam mu źdźbło babki i przeniosłam ją do talerza. Dyzio zbliżył się do talerza - ona zrobiła się czujna. Zanurzył pyszczek w nim i jadł spokojnie. No to usiadłam i wpatrywałam się jak razem jedzą.
Siedziałam długo z nimi, ruszyłam się tylko po tabletki. Ona wskoczyła do kuwety - on za nią, krzyknęłam magiczny zwrot "Dyzio - nie wolno", powachał ją, wskoczył do kuwety i usiadł obok.
Wyjęłam ich - połozyłam obok siebie i zaczęłam głaskać jedną ręką. długo. Wstałam i odeszłam. Ale szpiegowałam zza drzwi. Widziałam, wpłynęła na nią moja nieobecność, bo otworzyła oczy i ruszyła się. On zauwaył jej ruch i już myślałam, że zaraz ją chapnie ...ale on włożył pyszczek w jej szyję...
Wiem, ze bardzo mocno trzymacie kciuki - bo sa efekty
Nie pozwalam mu jej gryźć - nie chcę tego widzieć jak ona ucieka z wytrzeszczonymi oczami i skacze na mnie jak mnie widzi. Mam spryskiwacz i krzyk-zwrot "Dyzio nie wolno" i to działa. Teraz widzę, że ona leży na baranka
on siedzi w jej nogach