Z żalem muszę wszystkich zawiadomić o wczorajszej śmierci jednego z maluszków...był to wylew,i paraliż.Maluch gdy próbował się podnieść,nie umiał zapanować nad ciałem,wykręcała mu się głowa z całym tułowiem...i otwierał kurczowo pyszczek...próbowałam się dodzwonić do jakiejś lecznicy 24h,nikt mi nawet nie powiedział,czy mogę go podnieść,a jeden wet mi wmawiał,że to zatrucie.. - szkoda,że skutki zatrucia są inne.Wzięłam go na ręce,i głaskałam,bo wtedy nie próbował wstawać,i nie rzucał się bezwładnie...zasnął z łzami w oczkach,przymknęłam mu powieki i pochowałam.
Tu ostatnia fotka małego Fizusia,był mniejszy od dłoni...żałuję tylko,że nie zdążył poczuć w swoim krótkim życiu zapachu trawy i jej smaku...dziękuje wszystkim którzy mnie wspierali,i załączam fotkę,bo to jedyne co po nim zostało.