Biedny króliczek i reszta zwierzaków... Ale nie martw się, będzie lepiej. Pieniądze to najmniejszy problem - na pewno możesz liczyć na wsparcie rodziców, nie wierzę, aby nie przejmowali się zwierzętami.
Ja bym się z kastracją Klopsa wstrzymała, aż uda się opanować chorobę. Kastracja to stres, narkoza osłabia organizm, jest jednak jakieś ryzyko wystąpienia zakażenia (małe, bo małe, ale jest). Wszystko to nie pomoże w leczeniu E.cuniculi, a kastracja nie jest konieczna, aby ratować jego życie - tylko dla Twojej wygody... Dlatego ja bym poczekała. E.cuniculi często ujawnia się u królików młodych, zmiejszając niestety ich szanse przeżycia, dlatego z ciężkim sercem nie mogę zgodzić się z Karo, że skoro Klops jest młody, to uda się go wyleczyć. Już wiele maluchów odeszło.. Jednak będę mocno trzymać kciuki, aby wszystko szło w dobrą stronę i aby wyniki leczenia były coraz lepsze. Nie można pozwolić, aby kolejny królik odszedł z powodu tego świństwa!
Cieszę się, Gosiu, że trafiłaś na dobrego weterynarza, który oferuje Ci taką pomoc. Naprawdę ciężko o takich, zazwyczaj tylko kasa i kasa, żeby zedrzeć jak najwięcej, ściemniwszy, że się życie ratuje... Lecz pieniądze teraz nie są ważne - Klops jest członkiem Twojej rodziny, a takim nie odmawia się przecież pomocy, prawda?
A z Kataszą odnośnie tej eutanazji się zgodzę - po co męczyć zwierzę i trzymać przy życiu na siłę, umniejszając jego godności... Obok mnie mieszka rodzina, która strasznie męczy swojego psa (bokser). Nie wiem, co mu jest, ale ledwo włada tylnymi nogami, dosłownie czołga się, a jest to suka i po załatwianiu się bardzo ciężko jej wstać, a oni prowadzają ją na smyczy (jakby gdzieś uciec miała...) i ciągną co chwilę, bo im się spieszy... a suka nie może wstać... Teraz jest jeszcze tyle śniegu, więc ona prawie ciąga ten zad po ziemi. To wszystko trwa ponad pół roku, nie widac żadnej poprawy-nie wiem, czy oni tego psa leczą. Strasznie przykry widok, mi się teraz do oczu łzy cisną, jak to piszę, a co dopiero, jak patrzę na to cierpiące zwierzę. Nie pojmuję tego - przeciez można kupić wózek psu albo chociaż chodzić obok, podłożywszy mu pod brzuch ręcznik i pomagać utrzymac równowagę... A oni jeszcze go ciagają tą mordą po ziemi, jak wstac nie może. No, bestialstwo, aż się prosi aby do TOZu zadzwonić, bo ten pies jest męczony... Jednak nikt nie chce zadzwonić-bo po co szkodzić sąsiadowi... A mi aż serce pęka...