Wspominałam tu niektórym o mojej intuicji... jak i o tym, ze podejrzewam ciąże u Kai...
I niestety nie myliłam się. Pierwszy maluszek urodził się ok 24.00 - pod moimi nogami, jak ja karmiłam.
Starsze maluszki zostały odizolowane w klatce, a maluszek został włożony do sianka w kuwecie luźno stojącej. Kaje zostawiłam sama. Reszta w rekach Boga. Zobaczymy co się wydarzy do rana. Łożyska jeszcze nie było, wiec może ich być więcej. Takiego stresu dawno nie przeżyłam. Dam Wam znać jutro co i jak.
3.30 - zajrzałam, matka zrobiła w kuwecie gniazdo, są jej włosy i sprawa wygląda dobrze. Maluszków jest 5 - tym razem 3 czarne i 2 łaciate będą. Maluszki wyglądają dobrze. Są maleńkie, ale w dobrej kondycji. Matka była cały miesiąc bardzo dobrze karmiona, wiec mam nadzieje, ze będzie wszystko OK. Łożyska nadal nie wydaliła, bo nie ma śladów krwi, ale ekspertem nie jestem. W każdym razie nie wiadomo, czy zakończy się na 5...
Poprzednie dostana rano mleko zastępcze, którym już dokarmiałam wcześniej tego, co miał biegunkę. Na razie do rana muszą się zadowolić CC i suszkami oraz siankiem, bo nie mam w domu śmietany 30% z którą owe mleko się rozrabia, a w nocnym obok tez nie ma.
Ogólnie nie dochodzi do mnie jeszcze cała ta sytuacja... 13 królików w domu...
p.s. rozłożyłam tam dzisiaj inny, świeżutki dywan, bo tamten był cały uwalony.... nie pytajcie, jak teraz wygląda