Mawika, Mawika...
widzę teraz, jak bardzo jej nie dostrzegałam, gdy większość mojej energii angażowała Fuszka (o Różyczce nie wspominając
)
Mawika w międzyczasie oswoiła się z nowym miejscem, ale bardzo, bardzo widać, jak brakuje jej towarzystwa drugiego królika. Przecież to zawsze Fuszka pierwsza wychodziła z transportera, a nawet jak nic nie robiła, to BYŁA! i świat był jakiś tak bardziej do ogarnięcia, nie trzeba było o wszsytkim decydować samemu, czy się bać, czy nie...
Wręcz zastanawiałyśmy się z Bośnią, przy całej dezaprobacie dla zaprzyjaźniania królików na chwilę, co w przypadku Mawiki będzie mniejszym złem, mniejszym stresem: siedzenie w samotności aż znajdzie się DS (nie wiadomo jak długo), czy pocieszenie jej towarzystwem innego tymczasowicza, z ryzykiem, że znów przeżyje traumę rozstania. Zobaczymy.
Tymczasem Mawice zmieniły się upodobania kulinarne: seler i kalarepka poszły w odstawkę (przynajmniej Klony się cieszą z nieplanowanych dokładek
), jabłko i marchewka wchodzą powolutku, po kawałeczku, przez cały dzień, za to korzeń pietruszki to jest to!
Po przyniesieniu porcji warzywek Mawika podchodzi, uważnie (i oczywiście z Babuszkową godnością) obwąchuje wszystko po kolei, aż wywącha gdzie schował się kawałek pietruszki
Przy łapczywych Klonach i po żernej Różyczce, jest to dla mnie tak egzotyczny widok, że napawam się nim gdy tylko czas pozwala
jutro spróbuję jej jakieś fotki strzelić