Nie wiem o co chodzi, nie mieszam się. Z mojej strony poszło gładko, tak jak od początku byliśmy umówieni, tak odebrałam Bandziora, nie było żadnych zmian.
A teraz wieści z frontu
Dzisiaj jak wzięłam Bandziora na ręce, to poczułam niemiły zapach... Po krótkim węszeniu (
) odnalazłam źródło owego zapachu... w uszach. Niemożliwe, przecież były sprawdzane. No ale rozchyliłam je szerzej, spojrzałam głębiej i... przeraziłam się. Z obu ucholi dochodzi nieprzyjemny zapach i w obu jest to COŚ (zaraz napiszę co, choć pewnie już wiecie).
I tak akurat wychodziliśmy do weta po te wyniki, więc dobrze się stało, że zauważyłam, albo raczej poczułam.
Wyniki badań - nie ma grzybicy
I sama wetka powiedziała, że to jak najbardziej powód do radości
W bobkach pojedyncze nicienie.
Potem powiedziałam o uszkach... Bandzior się wyrywał, widać że go bolało. Ciężko było pobrać próbkę, jak to wetka określiła - skorupa. Na dodatek młody bynajmniej nie był chętny do współpracy. Trzeba było kropelkę oleju do uszka wstrzyknąć, żeby to się trochę rozmiękczyło. W końcu udało się pobrać próbkę. Pod mikroskopem wszystko się wyjaśniło - świerzb uszny. Sama miałam tą niewątpliwą przyjemność spojrzeć przez mikroskop na owego robaczka - obrzydlistwo
Uszka mu zakropiła, żeby go nie bolały, a na kark poszedł środek Advocat, podobno pomoże i na świerzb i na owsiki.
Po weekendzie kontrola, a 9 września powtórka Advocatu. Bandzior ma psią książeczkę zdrowia
Aha, waży 1,45 kg.
A tak ogólnie, to większość bobków już jest ładnych, młody jak zwykle rozrabia, a gabinet weterynaryjny jest bardzo ciekawy, jak wszystko zresztą