Po jak mi się wydawało udanym zaprzyjaźnianiu Lupek zaczął powłóczyć tylnymi nóżkami no i myślałam,
że to przez odciski na jego piętkach - rzeczywistość była dużo gorsza,
najpierw po konsultacjach telefonicznych pojechałam do weta.
Lupcio miał badane odruchy i przy okazji oczka bo miał stale widoczną trzecią powiekę od ugryzień Niki.
Jak się okazało miał tez krwiaki zrobione przez Nikę na udach i mięśniach i ścięgnach
i dlatego go częściowo jakby sparaliżowało.
Wet dla dobra Lupcia nakazał rozdzielenie uszu - no i stało się.
Lupcio przez trzy dni stale spal i jadł, zasypiał tak mocno, ze nawet nie drgnął jak się do niego podchodziło.
Z oczu zaczęły płynąć łezki i zaczął pokichiwać - dostawał wit C i echinaceę
i dużo zielonej pietruszki i miałam nadzieję, że będzie lepiej, niestety to był dopiero początek, Lupcio zaczął sikać pod siebie i w tym się kłaść znowu telefon do weta i jak się nie poprawi to przyjechać.To był piątek, w sobotę zaczął ziapać i stale sikał pod siebie, miał apetyt i bobczył normalnie, ale wyglądał gorzej. Zachowywał się też dosyć normalnie brykał, psocił tylko sikał.Niestety w niedzielę uszy się zrobiły gorące na wieczór zaczął strasznie ziapać i pil i pił jak smok kilka misek dziennie więc po kontakcie z wetem na noc pojechaliśmy na wizytę.
Lupcio miał zbadane górne drogi oddechowe, ząbki, płucka, serduszko, drogi moczowe i nerki, badanie krwi i inne badania. Na wyniki czekaliśmy praiwe do północy.
Co się okazało organizm Lupcia po pogryzieniach przez piranię i wielkim jej apetycie
czyli Lupcio trochę mniej jadł i ciągle go podgryzała, był tak osłabiony, ze powoli wysiadało mu wszystko,miał zapalenie dróg moczowych - na szczęście nie nerek, zapalenie górnych dróg oddechowych, krwiaki wewnętrzne, problemy z oczkami, dostał sporo antybiotyków i naprawdę było z nim kiepsko, jakbym poczekała jeszcze ze dwa dni to ....
A to wszystko przez piękna małą bystrą królinkę - Nikę.
Mam teraz dwa króliczki trzymane oddzielnie z wizją agresywnego tornada i do nas i do Lupcia =Nika, i biednego ciamajdowatego Lupcia.
Dzisiaj byliśmy na kontroli Lupcia, dodatkowo miał przepychane kanaliki w oczkach bo ropka mu je zatkała.
Jest o wiele lepiej mały dostawał przez ponad 10 dni leki- antybiotyki, leki na odporność, lakcid, witaminki i biostyminkę i preparaty na wzmocnienie, większość w zastrzykach kilka razy dziennie.
Paraliż nóżek prawie w całości ustąpił, piętki są zagojone, układ moczowy i oddechowy już jest zdrowy no jeszcze tydzień leczenia oczek i powinno być dobrze i może za miesiąc damy radę go zaszczepić.
Nika dzisiaj została zaszczepiona.
Dochodząc do końca, chciałam mieć - uszczęśliwić Lupcia dając mu towarzystwo,
oba wykastrowane króliczki on i ona miało być tak pięknie, jest przykro,
mam dwa nieszczęśliwe króliki, w tym jednego chorego. oba szczają gdzie chcą,
Nika to siła niszczycielska i tornado wykorzystujące siłę odśrodkową
do skakania po wysokich szafach ubraniowych - 2,2 m to dla niej nic,
gryzie i niszczy wszystko dodatkowo sika gdzie jet no i jest strasznie agresywna w stosunku i do nas bo atakuje gryzie tak, że mam blizny i sporo krwiaków od jej ząbków, atakuje i mnie i męża i Lupcia, staramy się ją resocjalizować i tu duża pomoc otrzymuję od całej Grupy Adopcyjnej, a szczególne podziękowania dla
Kasiuli86, Bosniaka, Maro dodatkowo
SylwiG za pomoc transportową i wsparcie osobiste.
Liczyłam się z możliwością, że uszy się nie zaprzyjaźnią, brałam pod uwagę i zniszczenia i problemy zdrowotne i większe koszty utrzymania puchatków, ale na takie atrakcje i stresy nie byłam przygotowana, wydałam masę pieniędzy, straciłam kilkanaście nocy - i tak przez wieczne im sprzątanie i czuwanie na uszatkami sypiam po 2, 3 godziny na dobę - ale to też nie jest problem, tylko ten strach i obwinianie siebie, ze może zrobiłam coś nie tak, że xle wybrałam, źle postąpiłam, źle zaczęłam to wszystko. Może ktoś się zastanowi, co zrobi jak znajdzie się w podobnej sytuacji, czy jest w stanie okazać nadal serce dla drugiego królika - ja Nikę pokochałam nie oddam jej, ale to ciężki przypadek, o mało nie straciłam przez nią Lupcia, ale wzięłam za nią odpowiedzialność, koszty i strach, że może jej u mnie źle? Ciągle mam jednak nadzieję, że będzie lepiej, że może za kilka miesięcy, może za pół roku da radę na nowo je zaprzyjaźnić? Wykożystałam prawie cały urlop, zapozyczyłam się, o mało nie rozstałam się z mężem, mam - a raczej kończyłam remont - odłożony w czasie na - jakiś czas, a z drugiej strony jedna mała królinka - Nika sprawca całego zamieszania, zestresowała całą nasza rodzinę, a Lupcia doprowadziła do wycięńczenia.
Powoli wychodzimy na prostą.